poniedziałek, 19 listopada 2012

oczyszczanie...

poniedziałkowy świeży powiew nowego tygodnia. jak dobrze.
weekendy bywają toksyczne. część spraw jest już za mną, część, przede mną...
trzeba być twardym, życie nie jest dla mięczaków...





4 komentarze:

myownexcuse pisze...

"weekendy bywaja toksyczne" dobrze powiedziane hhahah...
masz jakis sposob na bycie zyciowym twardzielem???

Gabi pisze...

ano, z tym mam mały problem i ciągle nad tym rozmyślam.... bycie twardzielem... co to właściwie znaczy... nie wiem... w każdym razie rozklejanie się nad sobą na pewno nie wzmacnia, a raczej podcina "skrzydła". w takich chwilach staram się odwracać uwagę od problemu, przeczekać, złapać dystans... czasem wychodzi, czasami niestety nie. ale jak się udaje to działa jak niezły doping i wtedy czuję siłę i chce mi się działać dalej.

a Ty? masz jakieś recepty na twardzielstwo? :)

myownexcuse pisze...

klne jak szewc, wyzywam, bluznie, na zywca lub w myslach hahaha, co pozwala mi rozladowac zlosc i frustracje...
jak cos przezywam to wyje jak wol, co w zasadzie pozwala tylko napuchnac mym oczom, malo pozyteczne, choc jak to mowia, placz, placz bedzie ci lzej... hmmmmmmmmm
to pewnie oznaka slabosci, ale jak nikt nie widzi to co mi tam...
picie czasami pomaga (mi), piwko czy kieliszek wina, i zycie staje sie pieknejsze :))))))))))))))
muzyka, taka co moze czlowieka uskrzydlic i wyciagnac na wyzyny, ze zapomina sie o dolach...
odwracanie uwagi, wiadomo dziala, jak sie czyms zajmiesz i jeszcze jak to cos fajnego, to zapominasz o gownie, ktore za Toba...
ja potrzebuje dzien, dwa, w zaleznosci od natezenie na "stwardnienie" i powrot do normalnosci...
tylko to o czym piszemy, to raczje sposoby na smutek, poprawienie sobie humoru, a twardzielem albo sie jest albo nie, sa tacy ludzie, ktorych malo co rusza... ciekawe czy im z tym dobrze?

a jak tak pomysle glebiej, to najlepszym "stwardnieniem" jest dla mnie samo zycie, im dluzej zyje, tym coraz wicej rzeczy przestaje mnie dziwic, wzruszac...

Gabi pisze...

No te wszystkie rzeczy o których piszesz nie są mi obce. Też tak reaguję, ale czym bardziej krzyczę, wyzywam, płacze to powoduje, że bardziej się wkręcam i wtedy tylko spalam się i tak naprawdę nic dobrego z tego nie ma. Świat się nie zmienia a ja jestem tylko bardziej do niego zrażona. Najlepiej przekierować swoją złość, wściekłość na jakieś korzystne działanie. Nie jest to proste, ale próbowałam kilka razy i da się to zrobić (sprzątam, gotuje, rysuję, robię grafiki, zdjęcia itp.) Wiadomo, czasem nerwy biorą górę i tylko wyklinanie pozostaje… Ale chodzi o to by się nie dać tym nastrojom. Rzucanie talerzami wcale nie rozładowuje a tylko nakręca.

Bycie twardzielem bywa trudne, jedyne rozwiązanie które widzę, to wziąć życie sposobem… i aby to zrobić trzeba stale pielęgnować w sobie siłę do tego życia.

Jednak bycie typem twardziela, któremu naprawdę na niczym nie zależy, i nic go nie rusza jest smutnym przypadkiem osoby z silnymi zaburzeniami psychicznymi, osoby pozbawionej głębszych uczuć, w tym empatii, współczucia... W takiego twardziela nigdy nie chciałabym się zamienić.

Życie faktycznie wiele uczy. Mnie akurat z wiekiem coraz więcej rzeczy wzrusza i dziwi, z tym, że z pewnymi sprawami potrafię sobie już radzić, jakoś je wytłumaczyć i dzięki temu łatwiej się żyje.